Siemanko! Następna część naszych tajskich przygód!

Jeszcze w Polsce zaplanowałem, że w Chiang Mai musimy wybrać się na jedną z wielu wycieczek które oferują tamtejsze biura podróży. Opcji jest mnóstwo – kursy gotowania, całodniowe trekkingi, spływy pontonami, wodospady i chyba najbardziej popularna atrakcja – rezerwat słoni. Możliwości cała masa a dzień na wycieczkę tylko jeden.

Tutaj o pomoc poprosiłem Jacka na którego trafiłem na facebookowym forum „Polacy w Tajlandii”. Wspólnie zaplanowaliśmy całodniową VIP wycieczkę dla naszej grupki.

Plan był następujący – Odbiór z naszego hotelu i transport do rezerwatu słoni. Karmienie, kąpiel w rzece i spędzanie czasu z tymi cudownymi zwierzakami. Następnie trekking po lesie aby docelowo dojść do wodospadu. Potem ekstremalny spływ pontonami. Na koniec czas na lunch, jeszcze trochę czasu ze słonikami i powrót do hotelu. Cały dzień pełen super atrakcji za jedyne 1300B 🙂

Zresztą sprawdźcie na zdjęciach:

Nasza ekipa już na miejscu.

Chang

Na miejscu kupiliśmy sobie kosze pełne słoniowego jedzonka, te łakomczuchy dziennie mogą zjeść nawet 200kg 🙂

Trąbacze 🙂

Nagrywka na insta musi być 😀

Czas na kąpiel! 🙂

Niesamowite są te zwierzęta. Uwielbiam spędzać z nimi czas, ale osobiście uważam, że nie powinno się uczestniczyć w wycieczkach które mają w swoim programie np. jazdę w siodle na słoniu. Szanujmy zwierzęta, już sama możliwość tak bliskiego spotkania się z nimi to wspaniała atrakcja.

Dalej poszliśmy na wspinaczkę po lasach! Tak zwany trekking.

Survival dla butów.

Podobno odchody słonia są świetne na cerę 😛

Przerwa.

Wodospadeł!

Chilleł przy wodospadełku.

Nasz kolejny środek transportu.

Było extreme. 😀

Lunch skromny ale pyszny.

popity Changiem 🙂

Na koniec jeszcze chwilka ze słonikami.

I spadamy do nas na dzielnie.

Kolacja w mojej ulubionej knajpce do której trafiłem kilka lat wcześniej. Wygląda niepozornie, ale jedzenie w szoku!

i piwko klasycznie.

To jest żywy pieseł. 🙂

Tego wieczoru w Chiang Mai odbywała się parada z okazji Loy krathong / yi peng. Pierwszy raz w życiu widziałem takie widowisko, kolejne super doświadczenie.

Ostanie godziny spędziliśmy ciesząc się urokiem Chiang Mai, pysznym jedzeniem i masażem.

Następnego dnia kolejny lot to sprawiłem sobie taki stylowy pokrowczyk na paszport 🙂

To by było na tyle z Chiang Mai. Podsumowując uwielbiam to miasto, chyba moje ulubione miejsce w Tajlandii z tych które odwiedziłem. Cieszę się ,że udało mi się tam spędzić piękne chwile razem z przyjaciółmi. Mam nadzieje że będzie nam dane jeszcze tam wrócić.

Kolejny przystanek – Krabi i słoneczne Ao Nang! Coming soon. 😉