Singapur był naszym przystankiem w drodze na Bali. W sumie spędziliśmy tam 4 dni – dwa na początku wyjazdu i dwa pod koniec.

To był intensywny podróżniczy czas, 3 dni wcześniej wróciliśmy z Włoch żeby pakować się na 3 tygodniowy trip po Azji.

„Dopiero wrócili a już jadą” – Mówił pies Ramen 🙂

Na lotnisku odwiedziliśmy mój ulubiony sklep z cenami „poza UE” 😀

Na drogę starczy 😉

Po kilku godzinach lotu wylądowaliśmy w Singapurze – od razu ruszyliśmy na zwiady po dzielnicy.

Jak ja lubię poznawać nowe miejsca!

Singapur nocą to coś niesamowitego!

Następnego ranka dzień zwiedzanka. Podobno będąc w Singapurze trzeba zrobić takie zdjęcie 😀

Nasze zasięgi sięgają nawet tu #Sayyess

Hotel Marina Bay Sands – symbol Singapuru i najsłynniejszy basen na świecie.

Tutaj fajna historia – przy okazji zwiedzania hotelu wdaliśmy się w rozmowę z pewnym facetem ze Szwajcarii – gdy zorientował się ,że jesteśmy z Polski powiedział żebyśmy poczekali z nim chwilkę bo ma dla nas niespodziankę. Po kilku minutach dołączyła do nas jego żona – która pochodzi z Gdańska 😀 Jako ,że zatrzymali się w Marinie zaproponowali nam, że jeżeli mamy ochotę mogą nam pożyczyć swoje karty na basen. I w ten sposób mega fartownie mogliśmy sobie popływać w najwyższym infinity pool na świecie! 

Basen robił mega wrażenie!

To była super przygoda!

 

Widok z 55 piętra Mariny a w tle słynne ogrody – Gardens by the bay – kolejny symbol Singapuru.

Ogrody są w szoku! Jak  dżungla z przyszłości, jakby nas przeniosło na plan zdjęciowy filmu Avatar.

Wieczorem wrócimy tu na dłużej…

A tym czasem pojechaliśmy w poszukiwaniu pysznego jedzenia na China Town.

Paulinka szczęśliwa 😀

Jak ja lubię te azjatyckie przysmaki <3

Po kolacji wracamy do ogrodów.

W nocy to miejsce jest już totalnie jak z innej planety!

Pokazom świateł towarzyszy muzyka.

Następnego dnia dostaliśmy się na lotnisko Changi ( Prawdopodobnie najfajniejsze lotnisko świata! )

Na lotnisku spróbowaliśmy jednej z najlepszej szamki jaką jadłem w życiu 🙂

Chciałem kupić w drodze powrotnej ale cena poszła 100$ w górę 🙁

z Singa polecieliśmy  na 15 dniowy trip po Indonezji… O tym już innym razem….

Wracając do Singapuru :

Na lotnisku Changi można spokojnie spędzić cały dzień – oprócz największego krytego wodospadu na świecie jest tu darmowe kino dla czekających na loty, dzielnice sklepów przypominające europejskie kamienice a na każdym kroku fotele z darmowym masażem! – tak to można sobie czekać na samolot! 😀

Z lotniska odebrała nas nasza kumpela – Gazela.

Gazi zabrała nas na najlepszą zupę jaką jadłem w życiu! Jak kiedyś wrócę do Singapuru to będzie to pierwsze miejsce które odwiedzę 😀

Na deser – putu piring – tradycyjny singapurski przysmak od słynnej pani z Netlfixa ( street food odcienek Singapur)

Cygański sygnet z Bali na łapę i można iść w miasto!

Wieczorem poznaliśmy trochę nocnego życia ze znajomymi Gazelki.

Tak trzeba zaczynać dzień!

A później rowerowa wycieczka po mieście:

Pycha

Przejeżdżaliśmy między innymi przez luksusową dzielnice z domami niczym w Beverly Hills.

Mijaliśmy też największy skatepark jaki widziałem w życiu!

Wybrzeże w Singapurze też jest niczego sobie.

Te małe kokosy są najlepsze do picia <3

Pod koniec dnia jeszcze pożegnalny obchód po mieście.

I następnego dnia w Lublinie rodzinka już była w komplecie 🙂

Singapur to był tylko przystanek na trasie do naszej wymarzonej Indonezji, ale o tym już w kolejnym wpisie 🙂